Słoneczna niedziela to idealny czas na wyciągnięcie rowerów i rozruszanie kości. Miała być szybka przejażdżka po okolicznych wiochach, a skończyło się na deko dłuższej podróży, która pochłonęła całe popołudnie.
Tych kilometrów było trochę więcej. Po drodze niestety mój kochany telefon zdecydował się na popołudniową drzemkę i wyłączył się na blisko 20 minut pod pretekstem rozładowanej baterii.
Z pewnością doskonale wiecie jak boli tyłek po pierwszej jeździe w sezonie. Właśnie taki ból towarzyszy mi teraz, kiedy siedzę na wygodnym łóżeczku i tworzę ten wpis.
Stanowcze NIE niewygodnym siodełkom !
Jedna jedyna zasada, która uchroni was od obtartych pośladów – jak już postanowiłeś ruszyć się z kanapy i wsiąść na rower, nie schodź z niego dopóki Twoja podróż nie dobiegnie końca. SERIO. Nie ma chyba nic gorszego niż obcierające siodełko kiedy do domu jeszcze 15 kilometrów.
Tak cieszyliśmy się będąc już baaaardzo blisko domu.
Warto jednak się poświęcić, bo nie ma przecież nic lepszego niż super dzień spędzony z rodzinką, co nie?